Prawo polskie vs prawo amerykańskie.

Często słyszymy, że w Ameryce, to jest tak dobrze… Niejednokrotnie takie twierdzenie dot. również prawa, które według wielu w Ameryce jest doskonałe, a w Polsce niekoniecznie. W niniejszym wpisie zwrócę uwagę jedynie na kilka aspektów systemu prawnego w obu krajach. Kompletna analiza porównawcza, to niewątpliwie temat na obszerną książkę. Jest jednak kilka dość ogólnych kwestii, na które chciałbym skierować uwagę, a które pokażą, że za oceanem trawa nie zawsze jest bardziej zielona.

Jednolitość prawa.

Myślę że większość z nas wie, iż każdy stan Ameryki ma swoje wewnętrzne prawa. Z całą pewnością nie sposób niniejszego rozwiązania traktować jako atut prawa amerykańskiego. Wewnętrzne prawa każdego stanu, sprawiają że amerykańskie prawo nie jest jednolite. Przytoczona kwestia z pewnością może być w praktyce bardzo kłopotliwa – zarówno dla praktyków prawa, jak i osób, które z prawem nie chcą mieć nic wspólnego.

Pomimo tego nie uważam, że wewnętrzna legislacja każdego stanu, powinna zostać poddana krytyce. Trzeba bowiem pamiętać, że na tworzenie prawa ma również wpływ kultura, historia oraz inne aspekty. Stany Zjednoczone mają natomiast ogromną powierzchnię, dlatego normy prawne obowiązujące np. w Arizonie lub w Alasce niekoniecznie są niezbędne w Nowym Jorku.

Ława przysięgłych.

Temat ławy przysięgłych jest niesamowicie ciekawy z wielu względów. Zwolennicy ław przysięgłych twierdzą, że takie rozwiązanie zapewnia „ludzką ocenę” sprawy, a wyrok ma być zgodny ze społecznym poczuciem sprawiedliwości. Co więcej, rozstrzygnięcie jest w rękach większej liczby osób, co również może świadczyć o większej sprawiedliwości. Ok. Argumenty, które można zrozumieć, choć ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że niejednokrotnie sędziowie wydają rozstrzygnięcia bardziej opierające się na wspomnianym poczuciu sprawiedliwości, niż na aspektach czysto formalnych. Trzeba mieć na uwadze, że sędziowie, to nie algorytmy oceniające sprawy wyłącznie na podstawie surowych dowodów i w odniesieniu do bezwzględnych procedur. Jednakże w kontekście rozważań o „ludzkiej ocenie”, ława przysięgłych w systemie amerykańskim musi mieć przewagę.

A teraz druga strona medalu. Na wybór przysięgłych mają wpływ obie strony postępowania. Aby wybór był jak najlepszy potrzebne są jak najdokładniejsze informacje o kandydatach na stanowisko ławnika. Dla przykładu w sprawie przeciwko wielkiemu koncernowi nikotynowemu znakomitą wartość będzie miał przysięgły, którego członek najbliżej rodziny zmaga się z ciężką chorobą, do której przyczyniły się papierosy. Oskarżenie ciemnoskórego mężczyzny? Ktoś z uprzedzeniami do ciemnoskórych. Przykładów można wymieniać bez końca.

Jak myślicie – jaką kwotę na zdobycie informacji o potencjalnych ławnikach będzie w stanie przeznaczyć ogromna firma, mająca w perspektywie wizję milionowych strat w przypadku niekorzystnego rozstrzygnięcia? Czy strona dysponująca ogromnymi środkami nie zyskuje zdecydowanej przewagi nad stroną bez znacznego kapitału? Wybór ławników, to niezwykle istotna kwestia, która ma bezpośredni wpływ na końcowe rozstrzygnięcie. Tylko czy sztuka wyboru ławników o cechach, poglądach, przekonaniach faworyzujących jedną ze stron, pozostaje w zgodzie z poczuciem społecznej sprawiedliwości? Chyba nie do końca.

Rola pełnomocnika/obrońcy.

Wydaje się, że rola pełnomocnika (lub obrońcy) w Stanach Zjednoczonych jest większa niż w Polsce. Oczywiście to nie tak, że w Polsce nie ma znaczenia, czy występuje się z pełnomocnikiem, czy też bez jego udziału. A można wręcz powiedzieć, że nasz ustawodawca istotnie przyczynia się, do tego, aby bez profesjonalnego pełnomocnika strona nie była w stanie samodzielnie występować. Ilość „procesowych pułapek”, częstotliwość zmian przepisów, a także zwiększające się skomplikowanie prawa bez wątpienia tylko zwiększa konieczność uzyskania profesjonalnej pomocy prawnej.

Wracając do kwestii ławników, zwróćmy uwagę na rolę pełnomocnika już w samym postępowaniu sądowym. Niewątpliwie łatwiej jest wpłynąć na emocję ławnika niż sędziego. Dlatego też wydaje się, że np. rola mów końcowych, ma większe znacznie w Stanach Zjednoczonych, niż w Polsce. Właściwie można powiedzieć, że cała postawa pełnomocnika będzie miała większy wpływ na osoby niezajmujące się profesjonalnie orzekaniem. Pewność siebie, umiejętność zdyskredytowania świadka, choćby poprzez poruszenie nieistotnych kwestii może z powodzeniem wpłynąć na ławników. Czy wpłynie w jakimkolwiek stopniu na rozstrzygniecie sędziego np. z 20 letnim doświadczeniem? Może, ale z pewnością prawdopodobieństwo jest znacznie mniejsze.

W Stanach Zjednoczonych mamy również precedensy, czyli orzeczenia, które tworzą normy prawne i w związku z tym wiążą sądy, które rozstrzygają podobne sprawy. W Polsce precedensów zdecydowanie nie ma. Sądy powszechne nie są (co do zasady) nawet związane orzeczeniami Sądów Najwyższych, a co dopiero innych sądów. W amerykańskich filmach możemy się spotkać z ujęciami, w których prawnik wbiega na salę tuż przed zakończeniem procesu i wykrzykuje, że znalazł precedens, który zmieni spodziewany wyrok. Cóż…. przed polskimi sądami na takie „show” bym nie liczył. Jeżeli prawnik chciałby zmienić utrwalone i jednolite orzecznictwo prezentowane np. przez Sąd Okręgowy w Krakowie za pomocą np. wyroku wydanego przez Sąd Rejonowy w Lidzbarku Warmińskim, to obawiam się, że może się nie udać… Chciałbym jednak taką próbę zobaczyć!

W Polsce, pomimo że nie ma precedensów, to jednak warto zwracać uwagę na orzeczenia wydawane w podobnych sprawach. Ja w szczególności rekomenduje sprawdzanie orzeczeń sądów wyższej instancji, w stosunku do sądu, który orzeka w naszej sprawie. Trzeba mieć bowiem na uwadze, że sądy niższego rzędu często dostosowują swoje rozstrzygnięcia do wyroków sądów wyższej instancji. Jest to działanie w pełni uzasadnione, ponieważ prezentowanie wykładni innej, niż sąd wyższego rzędu, będzie powodowało konieczność zmiany orzeczenia – oczywiście w przypadku skutecznego zaskarżenia. To natomiast prowadzi do wzrostu kosztów, czasu postępowania, a także niepotrzebnego zwiększenia obciążenia sądów. Dlatego też przygotowując się do zainicjowania sprawy lepiej sprawdzić orzeczenia sądów, które mogą rozpoznawać naszą sprawę, niż sądów z drugiego końca Polski. W każdym razie rola adwokata w tym kontekście, pomimo braku precedensów również pozostaje istotna.

Sprawiedliwość.

Chyba najistotniejszym aspektem porównania prawa w Polsce, do prawa w Stanach Zjednoczonych jest ustalenie, który system jest sprawiedliwszy. Posłużę się tutaj fajną, dość ogólną oceną postępowania sądowego prowadzonego w Stanach Zjednoczonych. Nie jest to moja autorska ocena – gdzieś ją przeczytałem – chyba w jednej z książek Johna Grishama, ale nie jestem pewien. Otóż postępowanie sądowe w Stanach Zjednoczonych można porównać do meczu piłkarskiego. Nie zawsze wygrywa drużyna lepsza. Zwycięzcą jest ten, kto strzeli więcej goli. Powyższa myśl w oryginalnej wersji była trochę inna, ale chodziło w niej o to, że w Stanach Zjednoczonych, trzeba mieć świadomość, że bierze się udział w swego rodzaju rozgrywce. W takiej rozgrywce istotne jest to, żeby być skutecznym i jednocześnie trzeba się liczyć z tym, że nawet jeżeli jesteśmy lepsi (racja jest po naszej stronie), to niekoniecznie wygramy sprawę.

Cały ten wpis jest oczywiście pisany przez praktyka prawa polskiego i całkowitego laika prawa amerykańskiego. Proszę się zatem nie powoływać na stanowisko zaproponowane w niniejszym tekście, ponieważ to tylko moje luźne przemyślenia. Natomiast mimo wszystko, w moim odczuciu polski system prawa wydaje się nieco bardziej zmierzać do ustalenia sprawiedliwego rozstrzygnięcia. Czy zawsze wyroki są sprawiedliwe? Z całą pewnością nie. Pomimo tego prawdopodobnie w Stanach Zjednoczonych droga do sprawiedliwego orzeczenia jest nieco bardziej wyboista.

Osobiście wolałbym również, aby moją sprawę rozpoznawał ktoś z odpowiednią oraz potwierdzoną wiedzą i kompetencjami, niż np. ława przysięgłych, gdzie jednak zasiadają osoby bez odpowiedniego przygotowania. Do oglądania natomiast z całą pewnością ciekawsze są procesy amerykańskie, niż polskie. Pamiętam jak kiedyś klientka podczas rozprawy, powiedziała mi, że widziała pewną scenę w amerykańskim filmie sądowym i zapytała, czy również mogę tak zrobić. Z żalem odpowiedziałem, że niestety tak można zrobić jedynie w filmach – i to w dodatku amerykańskich. Dlatego idąc do sądu bądźmy spokojni i nastawmy się na to, że fajerwerków (niestety?) zwykle nie zobaczymy. A nadto choć przepisy są bardzo różne, a czasem nawet zdumiewające, to jednak na „kwiatki” takie jak w Stanach Zjednoczonych, również nie ma co liczyć.